Główna » Wpisy » Historie ludzi |
28-03-2014, 22:03 | |
Witam serdecznie. Mam na imię Ilona i mam 33 lata. Od 12 lat jestem poza organizacją Świadków Jehowy. Byłam ochrzczona mając 15 lat. Wyprowadziłam się od rodziców mając 21 lat, było to tuż po tym jak zostałam wykluczona z Organizacji. Moja rodzina miała za sobą różnego rodzaju wzloty i upadki. Odwiedzałam rodziców raz, dwa razy w miesiącu. Spędzałam u nich z dziećmi i mężem kilka godzin. Dziadkowie byli szczęsliwi ponieważ mieli kontakt z wnukami (jestem mamą dwójki dzieci - syn ma 9 lat i córcia 4). Od czasu do czasu latem spędzaliśmy dzień nad wodą, tato łowił ryby, my z mamą bawiłyśmy się z dziećmi.Zawsze barszo szczęśliwi wracaliśmy do domu. Byłam Świadkiem Jehowy,a wśród nich od urodzenia. Znałam panujące tam zasady. Wiedziałam, że odchodząc od Świadków nie będę miała przyjaciół, moje grono znajomych naprawdę zmaleje.Jestem osobą kochającą ludzi i towarzystwo, zawsze byłam otwarta na ludzi. I niestety we wrześniu 2000 roku straciłam przyjaciół, odwróciła się ode mnie rodzina (ciociaz wujkiem,którzy gdy było mi źle zastępowiali mi rodziców, do których uciekałam gdy potrzebowałam wsparcia, wujek z żoną i dzićmi, babcia i dziadziu).Bardzo to przeżyłam. Uciekłam z rodzinnego miasteczka by mniej bolało. Tak mi się przynajmniej wydawało.Teraz przechodzą obok mnie na ulicy i odwracają głowę w drugą stronę, udają, że mnie nie znają. Nie odpowiadają mi dzień dobry,nie znają moich dzieci. Niekiedy tylko po to by zobaczyć ich dom, może ich samych na podwórku, wydłużałam drogę powrotu od rodziców do domu o jakieś 10 km by tylko przejechać autem obok ich miejsca zamieszkania.Tak bardzo za nimi tęsknię, tak strasznie mi ich brakuje.Od 10 lat nie widziałam swojej jedynej ukochanej babuni.Mama wysyłała mi zdjęcia rodziny meilem, chociaż tak mogłam mieć ich koło siebie.Wpadłam w depresję,miałam myśli samobójcze, musiałam skorzystać z pomocy lekarza psychiatry.Prawie rok byłam na lekach, zaszłam w ciążę i przerwałam leczenie. Nie da się słowami opisać uczuć jakie mną targały, nie da się tego bólu przelać na papier, nie potrafię opowiedzieć jak wielką czułam pustkę w swoim życiu. Do dziś dzień przejeżdżam koło domu cioci i wujka i opowiadam swoim dzieciom kto tam mieszka. Ale mijały lata, ja miałam dalej obok siebie chociaż mamę i tatę. Mama jest najważniejszą osobą dla mnie w życiu.Kocham ją bardzo. Miałyśmy zawsze dobry kontakt. Myślę, że po latach zrozumiała moją decyzję i zaakceptowała fakt, iż nie wrócę do Świadków. Widywałyśmy się, często dzwoniłyśmy do siebie. Wszystko było w porządku - niestety do ubiegłego tygodnia. W czwartek 8 listopada mój tato jako były starszy został po zebraniu na Sali Królestwa poproszony na rozmowę z "braćmi" starszymi. Rozmowa dotyczyła faktu, iż nie daje przykładu żonie, i innym członkom zboru, ponieważ kontaktuje się z wykluczonymi (chodziło konkretnie o mnie i moją siostrę, która odeszła od Świadków Jehowy pół roku przede mną). Tato nie był w stanie powiedzieć nam o przebiegu tej rozmowy, o tym, że taka rozmowa miała miejsce. Jest po udarze, choruje na nadciśnienie. Bardzo przeżył to co usłyszał. Mama przyszła na drugi dzień do mojej siostry, miała łzy w oczach. Stała w przedpokoju w kurtce i butach, piła kawę. W końcu opowiedziała co się stało dzień wcześniej. Jej wizyta wyglądała jak porzegnanie. Od tego momentu nie miałyśmy z nią kontaktu.Tato wstał bardzo wcześnie rano, pojechał na ryby. Nie wiem jaką decyzję moi rodzice podjęli, mieszkam od nich o 40km drogi. Nie mam odwagi zadzwonić do mamy, boję się, że usłyszę iż mam więcej nie dzwonić, nie przyjeżdżać. Biję sięz myślami, zawalił się mój świat. Powiecie, że mam dzieci i dla nich powinnam żyć. Tak, ale mam rodziców, moich rodziców którzy nie są młodzi, zdrowi - kto się nimi zaopiekuje gdy będą potrzebowali opieki? Kto rozpali w piecu, poda kawę, zrobi obiad, zakupy? Kto będzie ich kochał tak jak ja i moje dzieci? Nie potrafię myśleć o tym, że mogę ich więcej nie zobaczyć, że mogę nie mić możliwości porozmawiania z nimi. Od czwartku brakuje mi już łez. Nie rozumiem tego jakim prawem "starsi" mogą zabronić szantarzem kontaktów z członkami rodziny.! Wiedziałam, że tak być może, czytałam o takich sytuacjach. Zawsze ściskało mi serce gdy słyszałam o podobnych przeżyciach. Ale nigdy nie myślałam ,że dotknie to również mnie i mojej rodziny. Nie sądziłam, że to aż tak boli. Boję się tego, że tacie po tych "incydentach" pogorszy się zdrowie, mama nie da rady sama się nim opiekować. Boję się, że mamie coś się stanie. Oni mają tylko nas, a my tylko ich. Nie potrafię słowami określlić tego jak bardzo się boję stracić ich. Będą żyli, będą niedaleko - a jednak nie dla mnie. Gdy tato leżał po udarze w szpitalu nikt ze zboru go nie odwiedził, nikt nie pokwapił się 30 km do szpitala, nie było u niego nikogo i nie przeszkadzało to "braciom", że wykluczonecórki dbają o niego, są kilka razy w tygodniu, na początku całymi nocami koło łóżka. Dlaczego chcą mi odebrać rodziców, jedynych jakich mam? Mam nadzieję, że potrafiłam opisać Państwu jak potwornie źle się czuje, Jaki to ból dla dzieci,napewno nie mniejszy dla rodziców gdy zmusza się ich bezprawnie do zerwania kontaktów z najbliższymi. Proszę jeśli to Waszej mocy nie dopuście do tego bym straciła mamę, a ona mnie. Ilona Ps. Przepraszam za błędy jakie pewnie robiłam w pisowni. Nie ukrywam, iż to list pisany przez łzy, z bólem i goryczą. | |
Kategoria: Historie ludzi | | |
Wyświetleń: 901 | |