Główna » Wpisy » Historie ludzi

Czy ktoś mi w końcu uwierzy i pomoże wygrać tę walkę o godność i prawdę?
27-04-2014, 12:46

Jednego, czego byłam pewna w swoim życiu, to moje dane: Jak się nazywam i gdzie mieszkam. Z datami bywało różnie. Zdarzało się, że nie wiedziałam jaki to dzień.

Prawy nagłówek widnieje w moich listach od 1998 r. od kiedy zaczęłam słuchać swojego wnętrza i przestałam pozwalać, by moja mama i inni przestali wpływać na moje decyzje.

Powtórzona diagnoza psychologiczna ze szpitala psychiatrycznego z 2002r., kiedy to odważyłam się powiedzieć prawdę w 1996 r. o swoich Hiobowych cierpieniach brzmiała:

 Pacjentka z rozpoznaniem zespołu depresyjno-lękowego. Płaczliwa, stale przygnębiona, pesymistyczna, w nastroju beznadziejności. W jej sytuacji życiowej wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. W każdej dziedzinie życia doznała niepowodzeń. Opowiada rozwlekle i nieskładnie o licznych problemach z sobą, z którymi sobie nie radzi. Przede wszystkim ma udokumentowaną niesprawność układu kostnego, głównie kręgosłupa. Bóle kręgosłupa i nóg dokuczają jej nieustannie mimo przyjmowania leków i stałej rehabilitacji. To powoduje zaburzenia w koncentracji na prostych nawet sprawach życia codziennego, obniżenie sprawności i samopoczucia, a w rezultacie wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Miewa stany załamania nerwowego i brak ochoty do życia, a nawet zastanawia się nad jego sensem. Cierpi na bezsenność, doszło już do fizycznego wyniszczenia organizmu. Dodatkowym utrudnieniem jest zła sytuacja finansowa i niepewność co do dalszych losów.

Wychowywała się w rodzinie patologicznej, w której brakowało miłości i zaufania. Dzieci były poniżane, traktowane przedmiotowo i wykorzystywane do posług. Nie miały prawa się odzywać, płakać ani śmiać się. Zabawy dzieci drażniły ojca, człowieka wybuchowego i agresywnego. Ojciec bił matkę na oczach dzieci i nie przejmował się ich zdaniem. Prawił im równocześnie komunały pedagogiczno-religijne. Matka dbała tylko o pozory i to jedno wpajała dzieciom. Ich własne potrzeby nie były zaspokajane.

Badana jest czwartym dzieckiem z kolei, najmłodszym. Czuje się skrzywdzona sposobem wychowywania, który zabrał jej wszystkie szanse życiowe. W dzieciństwie była wykorzystywana seksualnie przez sąsiada, co w znacznym stopniu przyczyniło się do powstania defektu osobowości (bierna uległość mimo wewnętrznego sprzeciwu).

Przez 17 lat była żoną alkoholika, który był do niej nastawiony zbyt krytycznie. Nic mu się nie podobało. Sprzątał po niej i mył naczynia, aby udowodnić, że ona nawet tego nie potrafi. Twierdził, że tylko dlatego pije, bo ma złą żonę. Rodzice wierzyli mu i synową obarczali winą za nałóg syna. Ona czuła się winna, niepotrzebna, starała się zachować spokój za wszelką cenę. Nigdy się z mężem nie kłóciła, słuchała biernie jego oskarżeń i była przez niego zupełnie zgnębiona. Czuła się zmartwiona jego nałogiem więc odmówiła mu współżycia dopóki nie przestanie pić. Wówczas mąż wystąpił o rozwód traktując to jako szantaż. Sądził, że ją tym zastraszy. Wiedział, że bardzo jej zależy na przynależności do bractwa Świadków Jehowy, a oni też winili ją za rozkład małżeństwa. Każde pozostało przy swoim i doszło do rozwodu. Syn pozostał przy ojcu (dla mnie to był ból i rozpacz, ale pozwoliłam 16-stoletniemu synowi na podjęcie własnej decyzji), córka przy matce. Przez jakiś czas nadal musiały jeszcze mieszkać w domu teściów, a oni nadal ją szykanowali. Przez rok pozbawiali ją elektryczności, zakręcali ogrzewanie, a kiedy w końcu poszła do prokuratury, przesłuchano tylko jej prześladowców.

Według wypowiedzi badanej, rodzina męża jest patologiczna: prymitywni, agresywni, wiecznie mający wobec siebie nawzajem ogrom pretensji i zarzutów, ale wobec badanej tworzyli jednolicie wrogi front.

Współbracia ze zboru Świadków Jehowy wykluczyli ją ze swoich szeregów. Wielokrotnie odwoływała się do wyższych instancji ale daremnie. Czuje się skrzywdzona ale nadal stara się o przyłączenie na godziwych warunkach. Od kilku lat stara zmienić swoje postawy życiowe, ale stanęły przed nią zbyt trudne zadania.

Ostatnio dołączyły się problemy z córką, która wchodząc w okres dojrzewania zmieniła swój stosunek do matki. Jest agresywna, wroga, roszczeniowa. Badana boi się nawet śmierci z jej strony. Zamyka się w pokoju przed córką.

Zachowana uczuciowość wyższa pozwala wnosić, że do zaburzeń osobowości doszło w trakcie jej życia, na skutek niekorzystnych układów środowiskowych.

Osobowość bierno-agresywna.

Ta psycholog mi zaufała, choć i tak podejrzewała mnie o wyolbrzymianie swojej bezsilności. Nie rozumiała i nie wiedziała skąd czerpię siły do stawiania czoła problemom, a zarazem ubiegania się o łaskawość ludzi, którzy wyrządzali mi tyle krzywdy i cierpienia.

A to moja historia…

Urodziłam się w rodzinie podzielonej religijnie. Moja mama była z nazwy katoliczką, córką alkoholika, która za wszelką cenę chciała podobać się ludziom. Ojciec był fanatykiem religijnym. Na swój sposób kochał Boga i zaszczepił mi tę miłość. Nie miałam w nikim oparcia, kiedy dzieci dokuczały mi w szkole z powodu tego, że zapragnęłam rozmawiać o Bogu, którego pokochałam. Ojciec twierdził, że tak ma być. Nie dbał o emocjonalne potrzeby swoich domowników. Skupiał się jedynie na zabranianiu mi utrzymywać jakiekolwiek kontakty z osobami, które nie są Świadkami Jehowy. Natomiast mama obwiniała mnie za niewłaściwe zachowania innych, gdyż chciałam być inna niż ona. Chciałam mówić o rzeczach, w które wierzyłam, które widziałam i nie akceptowałam. Dewiza mamy brzmiała – „Co się dzieje w domu, nie mów nikomu”. Zgłaszałam braciom niewłaściwe zachowania mojego ojca jako Świadka Jehowy. Jednak moje słowa były ignorowane i bagatelizowane. Ojciec zamiast pozwolić mi dokonywać własne wybory, zmuszał mnie do ślepego posłuszeństwa i podporządkowania. Zabronił mi kontynuować naukę po szkole podstawowej, gdyż spodziewał się bliskości 'końca świata'. Nie kupowano mi ubrań. Ojcu nic nie było potrzebne. Natomiast mama w ten sposób chciała zmusić mnie do zaprzestania kontynuacji mojego chodzenia na zebrania i do rozmawiania z innymi o Bogu. Życie w takim domu powodowało, iż czułam się niechciana, niepotrzebna, nic nie warta, brzydka i brudna z powodu wykorzystywania seksualnego przez kierownika w pracy mojej mamy, o którym nie mogłam z nikim porozmawiać. Często nie chciałam żyć, gdyż byłam karana za rzeczy, których nie rozumiałam. Sama musiałam walczyć z niesprawiedliwym traktowaniem mnie przez rodziców, rodzeństwo i rówieśników.

Wbrew woli ojca poszłam do szkoły przyzakładowej, by móc kupić sobie jakieś ubrania. W szkole podkochiwali się we mnie różni chłopcy, lecz ja starałam się unikać kontaktów ze 'świeckimi' wielbicielami. Byłam zakochana w kimś, kto był ode mnie starszy o 9 lat. Jednak nie wierzyłam w to, by ktoś taki mógł pokochać mnie. Dlatego wyszłam za mąż bez miłości, za człowieka, który od początku mnie szantażował, że odbierze sobie życie, jak za niego nie wyjdę. Ponieważ nikt z braci, do których zgłaszałam swoje skargi na ojca nie traktował mnie poważnie, więc i ja przestałam sobie ufać. W ten sposób uczyłam się zagłuszać moje potrzeby i pragnienia. Moja mama zachwyciła się majątkiem moich teściów i wywarła na mnie presją, bym wyszła za mąż bez miłości, bo dla niej bardziej liczyła się opinia otoczenia niż moje szczęście. Tak oto dostałam się w szpony mojego teścia psychopaty i tyrana.

Od początku nie miałam nic do powiedzenia w swoim małżeństwie, gdzie teściowie również byli Świadkami Jehowy. Nie miały znaczenia wcześniejsze zapewnienia mojego męża o osobnym zamieszkiwaniu z dala od rodziców. To teść decydował, gdzie będziemy mieszkać, gdzie mąż ma pracować, bo jego zdaniem żona ma być podporządkowana mężowi i niczemu nie ma prawa się sprzeciwić. Przed ślubem obiecał dać pieniądze na kupno mieszkania, gdzie mieliśmy zamieszkać wspólnie z mężem. Ja głęboko wierzyłam w obietnice Świadków Jehowy. Jednak skończyło się na deklaracjach. Później teść zmuszał mnie do porzucenia pracy, gdy byłam w ciąży. Kiedy nie zgodziłam się na bezmyślne zwolnienie z pracy, zostałam wrogiem mojego teścia, gdzie jego żona nie miała prawa o niczym zadecydować.

Wbrew swojej woli wzięłam wcześniejszy urlop macierzyński, by zadowolić męża i teściów. Wprowadziłam się do swoich wrogo do mnie nastawionych teściów, bo trzeba być podporządkowaną mężowi i braciom starszym. Wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi godziłam się na zamieszkiwanie z osobami, które zupełnie nie liczyły się z moimi potrzebami intymności, poczucia bezpieczeństwa oraz prawa do godności. Byłam pozbawiona swobody decydowania o czymkolwiek. Czułam się u teściów jak w więzieniu.

Po roku zamieszkiwania w takim koszmarze udało mi się przekonać męża do zamieszkania w Lubinie, 50 km od swoich wrogów. Było to mieszkanie wynajęte, ale opłacone za niewielką opłatą mogliśmy tam mieszkać bez końca. Teść miał swoje sposoby sprawowania kontroli nad naszym życiem. Po sześciu latach napuścił braci starszych, by zmusili nas do opuszczenia tamtego mieszkania i ponownego zamieszkania u nich. Długo się przed tym wzbraniałam, gdyż mąż nie liczył się z moim zdaniem. Nasze małżeństwo było pod znakiem zapytania. Mąż swoje troski topił w alkoholu, a ja czułam się samotna i opuszczona, bo mąż nie zaakceptował tego, że zaszłam w ciążę z drugim dzieckiem. Ta przeprowadzka miała być zemstą za tę nieplanowaną ciążę, za którą obwiniał mnie.

Jednak bracia starsi użyli odpowiednich argumentów, by zmusić mnie do bezwzględnego posłuszeństwa mężowi i braciom starszym. Biblii używali jako straszaka podobnie jak mój ojciec. Używali swojego autorytetu, bym zmieniła zdanie. Nie zadawali pytań, by dowiedzieć się o przyczyny mojej niechęci powrotu do teściów. Musisz. Powinnaś. To były częste słowa, na które byłam podatna i wyłączało się moje zdrowe myślenie. Mój ojciec też często powtarzał, że nieposłuszne dzieci Bóg ukaże śmiercią. Natomiast bracia starsi cytowali list do Hebrajczyków 13:17 „Bądźcie posłuszni tym, którzy wam przewodzą, i bądźcie im ulegli”.

Dla braci starszych nie miało znaczenia to, że mąż nadużywa alkoholu i zupełnie nie wywiązuje się z roli męża i głowy domu, ale cytowali z Biblii, że żona ma być podporządkowana mężowi, bo to on jest głową kobiety. (1 Koryntian 11:3) Tak więc Biblia miała zastosowanie wyłącznie wtedy, gdy to ja musiałam się podporządkować. Braci starszych ani męża oraz moich teściów nie obowiązywało podporządkowanie się Jezusowi jako głowie zborów. Bracia starsi nie poczuwają się zupełnie do tego, że mają zdać sprawę ze swego przewodzenia. Zupełnie nie interesowało ich to, że teściowie dali obietnicę przy dwóch braciach starszych, że to mieszkanie będzie naszą własnością i nikt nas z niego nie wyrzuci. Dali również obietnice, że nie będą się wtrącać w wychowywanie dzieci oraz inne sprawy. Obiecali pomóc, gdy mąż będzie nadużywał alkoholu, a cały czas szkodzili i obwiniali mnie o nałóg męża.

Jednak ani teściowie mi nie pomogli ani bracia starsi, którzy wywierali na mnie presję, bym postępowała wbrew swojej woli. Wręcz przeciwnie. Mimo, że sami wykluczyli męża za nadużywanie alkoholu, ode mnie oczekiwali, bym to ja spowodowała, by mąż przestał pić i ponownie wrócił do organizacji, do której wcześniej przymusił go jego ojciec, któremu nikt nie miał prawa się przeciwstawić i nie reagowali nawet wtedy, gdy przekraczał zasady obowiązujące w organizacji takie jak palenie papierosów, oczernianie innych, wielokrotnie wykradał dziecko pierwszej synowej, co było przekraczaniem prawa itp. Nam wielokrotnie groził odebraniem dzieci. Ja bardzo bałam się tego, że teść jest gotów spełnić swoje groźby, gdyż miał dużo znajomości wśród wpływowych osób oraz miał pieniądze, by przekupić fałszywych świadków oraz adwokatów.

Moje częste prośby do braci starszych o pomoc i ingerencje były ignorowane i bagatelizowane. To mnie obwiniano za picie męża oraz za nie łożenie przez niego na utrzymanie rodziny. Przez kilka lat byłam z mężem w separacji z powodu jego nałogu, zagrażającemu mojemu zdrowiu fizycznemu i duchowemu. Jednak bracia starsi zachęcali mnie do zerwania separacji, gdyż twierdzili, że mąż z tego powodu pije, a jak dojdzie do zdrady małżeńskiej, to będzie to moja wina. Z tego powodu wielokrotnie zmuszałam się do współżycia z mężem, który nie miał żadnej motywacji do leczenia, gdyż to ja ponosiłam konsekwencje jego picia. Po jednej z wizyt braci starszych, na których bracia starsi obwiniali mnie o picie męża oraz o to, że mąż szuka sobie innej towarzyszki życia, mąż założył sprawę rozwodową, bym nadal była uległa i zmuszała się do współżycia z nim. Mimo, że mąż był wykluczony, poszedł do braci, by powiadomić braci starszych, że z powodu braku współżycia złożył pozew o rozwód. Był to 1993 r. Kiedy bracia starsi dowiedzieli się o jego decyzji zareagowali natychmiast. (Gdy ja zgłaszałam liczne skargi na teściów, byli głusi) Przyszli do mnie, by powiadomić mnie o tym, iż z tego powodu, że dowiedzieli się o tym, że sprawa trafiła na wokandę sądową, ja zostaję ‘NAZNACZONA’ w zborze, gdyż nie mam poszanowania dla instytucji małżeństwa oraz dla braci starszych. Jako chrześcijanka znajdę się w sądzie a to spowoduje, że psuję opinię organizacji Świadków Jehowy.

Dla mnie decyzja braci starszych o naznaczeniu mnie była szokiem. Była to trauma, która spowodowała, że nie byłam w stanie kontynuować pracy. Miałam częste myśli samobójcze, gdyż zawalił się cały mój świat. Poczułam się złą chrześcijanką, złą żoną i matką. Straciłam sens życia. W zborze ogłoszono publicznie, by inni przestali utrzymywać ze mną bliskie kontakty, gdyż nie szanuję instytucji małżeńskiej oraz nie chcę być uległa braciom starszym. Sama miałam niskie poczucie swojej wartości, a decyzja braci starszych spowodowała, iż zupełnie poczułam się nic nie warta.

Wbrew swojej woli zamieszkałam u teściów. Wbrew swojej woli wymeldowałam się z mieszkania w Lubinie, które mogło być moją własnością, by być posłuszną braciom starszym. Wbrew swojej woli chodziłam odwiedzać trzy siostry, które wyznaczyli mi bracia starsi, by ratować małżeństwo, które nie miało żadnego fundamentu od początku, bo było zawarte pod wpływem szantażu męża. Wbrew swojej woli przez wiele lat nie podawałam męża o alimenty, żyjąc w biedzie. Wbrew swojej woli nie poszłam po pomoc do prokuratury, gdy teść będący Świadkiem Jehowy wyłączył mnie i dzieciom dopływ prądu w mieszkaniu oraz wyłączał ogrzewanie, bo odważyłam się podać męża o alimenty na dzieci, a ja cierpiałam nie szukając pomocy w mediach, by nie psuć opinii organizacji Świadków Jehowy. Pozwalałam siebie dręczyć, poniżać, ubliżać, by ratować małżeństwo, które przetrwało 17 lat. A teraz słyszę, że nie byłam uległa i posłuszna mężowi oraz braciom starszym i dlatego należy mnie unikać. Nic z tego nie rozumiałam. Za co spotkała mnie taka kara?

Odwołałam się do wyższej instancji. Do braci w Biurze w Nadarzynie. Byłam przekonana, że jak opiszę im fakty, które miały miejsce w moim życiu, to skarcą braci starszych, którzy nie stosują się do zasad z Biblii, że każdy sam powinien podejmować decyzje w osobistych sprawach. (1 Koryntian 7:15) "Jeśli niewierzący odchodzi, niech odejdzie; w takich okolicznościach brat lub siostra nie są niewolniczo związani, a Bóg powołał was do pokoju".

Na odpowiedź czekałam niecierpliwie kilka miesięcy. W końcu otrzymałam list datowany 20 października 1994 r., w którym powiadomiono mnie, że trwało to tak długo, gdyż musieli zasięgnąć opinii u starszych zboru, na których była skierowana skarga. Zasugerowali się ilością poświęconego mi czasu, a nie tym, czy rady były udzielane na podstawie Biblii i literatury biblijnej. Ci bracia również posłużyli się Biblią, by dać mi do zrozumienia, że nie liczy się to, co ja myślę i czuję lecz liczy się to, co zalecają bracia starsi. A skoro bracia starsi zadecydowali, że powinnam ratować małżeństwo za wszelką cenę, to powinnam nauczyć się dawać więcej niż dotychczas. Zacytowali mi 1 list do Koryntian 6: 1-7. Jak śmiałam iść do świeckiego sądu? Dlaczego nie pozwalam nadal się krzywdzić i oszukiwać?

Kiedy ponownie napisałam list do tych braci, iż chcę ratować swoją rodzinę przed skutkami alkoholizmu męża i nie godzę się z zarzutami braci starszych, a list ten wręczyłam za pośrednictwem tych braci, natychmiast powołano Komitet Sądowniczy, nie po to, by mi udzielić pomocy lecz po to, by pokazać, kto tu rządzi i trzeba mieć respekt dla braci starszych. Dano mi do zrozumienia, że kobieta nie ma żadnych praw, powinna godzić się na wszystko, by ratować małżeństwo. Kobieta nie ma prawa myśleć, ma być ślepo podporządkowana. Ma spełniać zachcianki męża i nie narzekać. Oszczerstwa, którymi dotychczas posługiwali się moi przeciwnicy jakimi byli dla mnie teściowie, posłużyły braciom starszym za argumenty do oskarżenia mnie. Nie chciano przesłuchać moich świadków, którzy mogli by potwierdzić, że teściowie kłamią, by chronić rodzinną tajemnicę oraz robią wszystko, by wyrzucić mnie z mieszkania, które zgodnie z obietnicą miało być naszą własnością. Jednak braciom starszym nie zależało na zbadaniu prawdy, tylko na pozbyciu się kobiety, która chce innym otworzyć oczy na niewłaściwe traktowanie kobiet oraz żon. (Brat starszy, który był przewodniczącym komitetu sądowniczego, który mnie wykluczał prowadził podwójne życie i po kilku miesiącach sam został wykluczony z organizacji). Chcieli pozbyć się kobiety, która zachęca inne kobiety do szukania pomocy na grupach wsparcia oraz psychologów. Dla braci starszych, takie osoby są zagrożeniem, gdyż dla nich liczy się podporządkowanie i uległość, a nie otwartość na prawdę.

Decyzja braci starszych była jasna. Albo upokorzę się i okażę fałszywą skruchę za coś do czego się nie poczuwam, albo zostanę "WYKLUCZONA" ze społeczności, do której chciałam przynależeć z miłości do Boga Jehowy, który obdarzył mnie wolną wolą i do niczego mnie nie zmusza. Nie chciałam już godzić się na postępowanie wbrew mojej woli, dlatego zostałam "WYKLUCZONA" 10 dni po rozwodzie, (12.03.95r) gdzie z powodu "NAZNACZENIA MNIE W ZBORZE" nie miałam siły bronić się, by rozwód orzeknięto z winy męża, gdyż jeszcze w trakcie toczącej się sprawy dawałam mężowi szansę do podjęcia leczenia oraz terapii małżeńskiej, na którą mąż się nie godził, bo był przekonany, że tak bardzo zależy mi na byciu Świadkiem Jehowy, że zgodzę się na jego warunki.

Wtedy jeszcze byłam przekonana, iż to jakaś pomyłka, bo to Bóg posługuje się braćmi starszymi. Moje przekonania sprawiały, że doszukiwałam się w sobie winy za to, co mnie spotkało. Jak trafiłam na odział psychiatryczny zgodnie z oczekiwaniami moich teściów, oni wykorzystali moment do zrobienia mi eksmisji z mieszkania. Jednak tym razem pobyt w szpitalu i rozmowy z psycholog oraz lekarzem pomógł mi na tyle, że tym razem nie poddałam się i zawalczyłam o siebie, co zostało przez starszych odebrane, że z taką postawą nadal nie mam drogi powrotu do organizacji.

Moja batalia listowa do wszystkich możliwych instancji w organizacji trwała 8 lat, gdyż nie chciałam napisać oficjalnej prośby o przyłączenie, ponieważ czułam się boleśnie skrzywdzona. Kiedy w końcu przyjęto mnie do organizacji, obiecano mi zbadanie mojej sprawy. Ponieważ nie dotrzymano obietnicy, moje skargi na braci starszych w postaci słownej oraz listów wciąż ponawiałam kolejnym nadzorcom i braciom z Biura w Nadarzynie, co zabierało mi ogrom mojego czasu, energii, sił oraz powodowało, że musiałam wracać do przykrych wspomnień, a brak ich reakcji powodował, że trafiałam na kolejne pobyty w szpitalach.

W 2010 r. otrzymałam pisemne wymuszone przeprosiny od braci z Nadarzyna. Jednak nie pociągnięto do odpowiedzialności brata, który bezpośrednio mnie wykluczał na podstawie fałszywych oskarżeń i zarzutów. Człowiek, który wydawał o mnie sprzeczne ze sobą opinie nadal cieszył się zaufaniem braci. Z jednej strony wydał opinię osoby, która może świecić wzorem jako pionier, z drugiej zaś strony wydał o mnie opinię jako osoby manipulującej innymi, a najlepiej jak inni będą uważali mnie za osobę niezrównoważoną psychicznie. Dlatego domagałam się definitywnego rozwiązania mojego problemu. Jednak nikt nie chciał się tym zająć. To ja nadal byłam zmuszona unikać swojego oprawcy i zmiany zboru, by nie narażać się kpiny z mojej osoby. Dla mnie to było dalsze poniżanie mnie i lekceważenie oraz znęcanie się nade mną, gdyż opinia tego brata przyczyniła się do tego, że odebrano mi nawet prawo do zabierania głosu na zebraniach po jednej z mojej szczerej wypowiedzi. To przelało czarę mojej goryczy i spowodowało, że odważyłam się skierować sprawę do prokuratury, o długoletnie znęcanie się nade mną i zmuszanie mnie do określonych zachowań.

Człowiek, który w dużym stopniu przyczynił się do tego, że cierpiałam 8 lat w izolacji od rodziny, przyjaciół i braci duchowych oraz poniosłam ogromne straty emocjonalne, zdrowotne i materialne ogłosił publicznie na zebraniu, iż ukazał się artykuł szkalujący organizację Świadków Jehowy. Od tego czasu znaczna większość braci, którzy darzyli mnie zaufaniem i sympatią, a niektórzy korzystali z mojej pomocy i wsparcia, unikają mnie. Nie mówią mi 'dzień dobry', bo odważyłam się walczyć o swoją godność i opinię oraz o to, by ukarano osoby, które swoim zachowaniem znieważają Boga, którego kocham. Czuję się podobnie jak biblijny Dawid, który napisał w Psalmie 37:11 „Ci, którzy mnie miłują, oraz moi towarzysze - stoją z dala od mej plagi, również moi bliscy znajomi stanęli w oddali”.

Teraz człowiek, któremu kiedyś zabrakło odwagi, by ukarać prawdziwego tyrana i psychopatę, nadal kłamie, by zachować swoją twarz, a prokuratura daje jemu wiarę oraz pozostałym oskarżonym, którzy jako kolejni zmuszają mnie do określonych zachowań, a swoje opinie na mój temat opierają na opinii właśnie tego brata, który pełni znaczącą funkcję wśród Świadków Jehowy w Głogowie. To on jest wzorem do naśladowania dla mojego syna, któremu wcześniej odebrano możliwość leczenia jego rodziców, a teraz jego samego. To między innymi dla niego podjęłam tę walkę o ujawnienie prawdy z mojego koszmaru, który przeżyłam 'dzięki' kilkunastu braciom starszym, którzy odebrali mi wolną wolę daną mi przez Boga miłości. To właśnie ci bracia starsi spowodowali, że przez długie lata czułam się niewolnicą męża, teściów, a przede wszystkich braci starszych. Bracia starsi spowodowali, że nie ufałam sobie przez długie lata, a swoimi decyzjami spowodowali, że nie mam możliwości publicznego wielbienia Boga oraz oddawania Jemu czci zgodnie z Biblią i konstytucją. Nie mam możliwości zawarcia nowego związku małżeńskiego oraz odzyskania zaufania własnych dzieci oraz innych. Czy Ty mi zaufasz i pomożesz ukarać prawdziwego przestępcę przemocy psychicznej? Ja jestem gotowa do walki o prawdę, siebie i swoje dzieci, syna i córkę, choć bym musiała iść po sprawiedliwość nawet do Strasburga, bo tak dyktuje mi moje sumienie i miłość do Boga, siebie oraz bliźniego. (Mateusza 22:37-39). Znudziły mi się bezsensowne powtarzane powiedzenia wielu braci „Czekaj na Jehowę”, podczas, gdy osoby odpowiedzialne za dbanie o wzajemne stosunki w zborach oraz mające dbać o przestrzeganie zasad w zborach zgodnie z Biblią i radami Ciała Kierowniczego, jak również zgodnie ze Statutem organizacji, ukrywają sprawców okrutnych przestępstw zagrażających życiu i zdrowiu wielu bezbronnych ludzi.

Danuta Kubik. 

Kategoria: Historie ludzi |
Wyświetleń: 1542 |